Według statystyk, w 2006 roku Dubaj zamieszkiwały dwieście dwie różne nacje. W pierwszej połowie bieżącego roku zawitało tutaj pięć i pół miliona turystów. Jest więc chyba naturalne, że taki kalejdoskop rezydentów i turystów znajduje odbicie w serwowanej kuchni. Możemy znaleźć tu tradycyjną francuską kafejkę, gwarny pub irlandzki, rodzinną włoską trattorię, swojską jadłodajnię rosyjską i wiele wiele innych.
Gdybym miała wskazać jedną restaurację, którą odwiedzić trzeba koniecznie, nie miałabym pojęcia, co zrobić. Bo jak porównać brazylijską churrascarię (Frevo) z dajmy na to tradycyjną kuchnią egipską (Hadoota Masreya)?
Gdyby natomiast ktoś zapytał mnie, gdzie w Dubaju zasmakować regionalnych specjałów, odesłałabym w dwa miejsca.
Sadaf – to miejsce oblegane przez „lokali”, w którym nie zdarzyło mi się jeszcze spotkać ekspata z Zachodu. Kuchnia perska (irańska), wystrój może nie taki, jak to sobie przeciętny turysta wyobraża, ale za to bardziej autentyczny, bo ma wydzielone pomieszczenia tzw. rodzinne, w których kobiety, które zasłaniają całą twarz, mogą zdjąć chusty i zasłonki i zjeść w zdecydowanie wygodniejszy sposób, niż robią to w miejscach publicznych.
Centrum Kultury w Bastakiya organizuje za to tradycyjne emirackie (beduińskie) posiłki, w czasie których można również porozmawiać z rdzennymi mieszkańcami Dubaju, posłuchać o ich tradycjach, zadać nurtujące pytania, a przede wszystkim zaznać tradycyjnej pustynnej gościnności.
